niedziela, 28 lutego 2016

Wszechobecne różowe światło.

Z rana zabrałam Scarletpearl na przejażdżkę do pani Holdsworth. Pierwotnie chciałam wpaść do staruszki na kawę i ciastko, czym zawsze gości swoich gości. Od całkiem miłej wizyty powstrzymała mnie Alex. Po krótkiej rozmowie, dotyczącej naszych przypuszczeń o powrocie Katji, uznałyśmy, że warto pojechać do Elizabeth. Nie czekając na nic pognałam do Valedale.
Scar nie była specjalnie zadowolona. Zresztą ów dzień był ciężki, jeśli o jakiekolwiek porozumienie między nami chodzi. Podejrzewam, że kobyłka wyraźnie czuła, że jej trening, na moje jorvikowskie potrzeby dobiegnie końca i prawdopodobnie skończy się do zakupem nowego wierzchowca do stajni. Widzicie, większość koni arabskich jest niezmiernie zazdrosna. Nie mówiąc, że na każde zmiany reagują niejakim buntem. Zazwyczaj bunt ten opiera się na nieznanej problematyczności z czyszczeniem - koń, który zwykle stoi grzecznie, zaczyna kręcić się w boksie, a nawet kąsać naszą dłoń z nieznanej przyczyny. Czasami jednak bunt ten przenosi się na siodło. Niektóre arabki uciekają wtedy od łydki i od wędzidła, gdzie każda ucieczka z niego prędzej, czy później kończy się tzw. nadzianiem się na wędzidło, co powoduje u takiego konia ból. Zazwyczaj, czując u takiego zwierza dany problem, jazda przenosi się na zwyczajne dreptanie w trzech chodach, wykonując nieskomplikowane elementy, jak duże koła, średnicy 20-30m, czy przejazd przez płaskie drągi w kłusie, zatrzymania i ewentualną zabawę chodami bocznymi, bo zdarza się, że zadziała i "wróci" nasz koń. W owym wypadku, zdarza się, że zbyt mocno przytrzymamy uciekającego z wędzidła konia. Napiera on kącikami na wędzidło i nie raz, nie dwa może się wspiąć. Nie musi, może. Zależy od przypadku. Arabki zwyczajowo tego nie robią, to domena koni po anglikach, ale kto wie? Drugi sposób buntu to odmowa reakcji na łydkę. Przykładaną, ignorują. Zaczynają się kłaść na wędzidło z taką siłą, że nasze dłonie zaczynają pulsować. Jedyna rada, to ruszyć w przód takiego stwora i otworzyć lekko dłonie, by się "zgubił". Najczęściej jedziemy na bacie, słusznie zresztą, gdy od łydki nie ma reakcji. Zwykle jednak koń ze swojego buntu odpowiada brykami. Wolę zdecydowanie drugi sposób buntowania się konia, bo często wystarczy takiego stworka rozgonić do przodu i potem już się podporządkowuje. Ja wolę drugi sposób, a Scarlet zdecydowanie wyznaje pierwszą szkołę. Tyle dobrego, że nie staje dęba. Raczej ukochała sobie stopki przed przeszkodami, kiedy to robi się pusta i człowiek nie ma pewności, czy stworzenie ową przeszkodę skoczy.
Ale dosyć już tego dobrego i jeździeckich porad. Tak więc pojechałam do Elizabeth. Wydawała się zmartwiona. Podobnie jak my, uznała, że Katja może być czwartym Jeźdźcem Mroku. Oznaczało to też i tyle, że są oni już w komplecie. Ponadto, Elizabeth podejrzewała, że Pan Sand może mieć Utraconą Księgę Ceremonii Światła. Ponadto, głowę zaprzątał nam fakt, czy aby na pewno Justin dołączył do organizacji z własnej, nieprzymuszonej woli. Uznała więc, że powinnam ponownie wybrać się do siedziby Dark Core na przeszpiegi. Nie zaprzeczyłam, również uważałam że jest to dobry, a nawet jedyny pomysł. Tak więc ponownie trzeba było zaangażować Kapitana Bruce'a w operację.
Wybrałam się więc w jedno z ulubionych miejsc, a jednocześnie miejsce jego zamieszkania, do Wioski Zachodniego Przylądka. Szybko się okazało, że Kapitanowi zabrakło paliwa. Polecił mi odwiedzić Carneya z Winnicy. Nie czekałam więc, bo misja była zbyt ważna. Carney zresztą też nie zrobił specjalnych problemów. Okazało się, że beczka nieomal na mnie "czekała". Popędziłam więc z powrotem do Kapitana. Byłam pewna, że możemy już wyruszyć, ale okazało się, że potrzebujemy Sternika. Co w zasadzie było dość logiczne. Tak więc, za radą Kapitana, pojechałam wzdłuż plaży szukając mężczyzny. Prędko go znalazłam. Wyglądał jednak na wybitnie zmartwionego. Szybko okazało się, że martwi się brakiem wiadomości od żony, które otrzymywał w butelkach co rano. Uważam, że to piękny zwyczaj, a jednocześnie pachnący sobie tylko znanym romantyzmem. Nie musiał mnie specjalnie namawiać do pomocy. I nie chodziło nawet o to, że "spieszyło" mi się by znaleźć się w siedzibie DC. Po prostu chciałam mu pomóc, zwłaszcza, że gdy mówił o żonie, to zrobiło mi się ciepło na serduchu. Chciałabym kiedyś doznać podobnej miłości. Może kiedyś do tego dojdzie? Kto wie...
Tak czy siak, okazało się, że butelka zaklinowała się między skałami, położonymi całkiem niedaleko. Uspokojony Sternik zgodził się zabrać mnie na platformę DC.
Miałam tę przewagę, że już raz się tam znalazłam. Wiedziałam więc gdzie prawdopodobnie się kierować. Znałam tez rozmieszczenie strażników, a nawet pamiętałam w których kryjówkach się chowałam, by przeczekać odpowiedni moment i ruszyć dalej. Tym razem przeprawa nie sprawiła mi problemów. Szybko też zlokalizowałam szukane osoby. Okazało się, że zgromadzili się na lądowisku dla helikopterów, na którym znajdował się dodatkowo jakiś portal. Musiałam się podkraść bliżej by zorientować się w tym, co się działo. Ponownie, nie miałam z tym żadnych problemów. Strażników zostawiłam daleko za sobą, musiałam tylko pilnować by nie zauważył mnie żaden z Jeźdźców, a już na pewno musiałam unikać jak ognia pana Sand. Tak jak się spodziewaliśmy - Katja wróciła, a grupa Jeźdźców Mroku była w komplecie. Był to najgorszy scenariusz, a przynajmniej tak na daną chwilę mi się zdawało. Jak się okazało po powrocie na Wyspę, mogło być jeszcze gorzej.
I kiedy sądziłam już, że nie uda mi się porozmawiać z Justinem, to nadarzyła się niepowtarzalna szansa. Jeźdźcy z panem Sand na czele udali się na posiłek, zostawiając chłopaka po to by zamknął on portal. Wtedy też opuściłam kryjówkę. Wdałam się z nim w pogawędkę, byłam mile zaskoczona jego zachowaniem w stosunku do mnie. Nie dość, że nie chciał mnie wydać, to jeszcze udzielił mi kilku informacji. Niewątpliwie najważniejszą była tak dotycząca Lisy. Powiedział, że przebywa w Szarych Górach. Czułam, że będę musiała przeszukać ten rejon po powrocie. Byłam bardzo zdeterminowana. Niestety, okazało się, że Justin przebywa tam dobrowolnie, a przynajmniej tak twierdził. Pan Sand rzekomo jest jego dziadkiem. Westchnęłam i właśnie w tej chwili otrzymałam ostatnią wskazówkę od chłopaka - o tym, jak szybko opuścić to miejsce. Podziękowałam i rzeczywiście się wycofałam. A potem ...
Potem popędziłam od razu do Elizabeth. Ustaliła, że najwyraźniej Dark Core planuje cofnąć Ceremonię Światła. Opowiedziała mi też o pewnej zapobiegliwości druidów, która polegała na wykonaniu kopii Księgi. Poinformowała mnie, że w najbliższym czasie trzeba zlokalizować czterech druidów, z których każdy posiada swoją część.

Sądziłam, że mój dzień dobiegnie już końca, że będę mogła zająć się swoimi sprawami. Prędko okazało się jednak, że są to bardzo złudne nadzieje. Dostałam informacje, która była czymś w rodzaju alarmu. W Miasteczku Srebrnej Polany działo się coś niedobrego.
Wiecie, będąc na Wyspie i słysząc o kłopotach, widziałam już dużo rzeczy. Nic jednak nie przygotowało mnie na to co zobaczyłam. Niebo nad Srebrną polaną zrobiło się szarawe, mroczne, jakby zaciągnięte nieznaną mgłą. Dodatkowo przebijały się wszędzie różowe promienie. Nie czekając na nic, wjechałam do miasta. Zostałam otoczona przez spanikowanych, uciekających w popłochu mieszkańców i Cienie. Tak. Te Cienie. Pandoryczne Cienie. Rozejrzałam się dookoła. Różowy blask przebijający się aż do nieba był wywołany szczelinami. Czemu szybciej o tym nie pomyślałam?
Pojechałam do Radnego. Zaniepokojonego i spanikowanego. Na całe szczęście na posterunku była już Alex. Opowiedziała mi o czymś w rodzaju gniewu Garnoka. Wspólnie z Alex doszłyśmy do wniosku, że muszę odwiedzić Pi i zabrać od niej Pochłaniacz Cieni. Czym prędzej opuściłam miasteczko, kierując się na Bagno, na którym to mieszkała czarownica. Miałam co prawda drobny problem z uzyskaniem urządzenia, ale udało mi się wytłumaczyć Pi, że jest to sprawa niecierpiąca zwłoki. W zasadzie to wyjaśniłam jej w czym rzecz. Była zszokowana i wyjaśniła, że będę musiała odwiedzić Avalona by neutralizował i opróżniał pochłaniacz.
Po tej radzie powróciłam do Alex. Okazało się, że przez te kilka chwil miasteczko wymagało już wyraźnej ochrony. Tą, zajęła się Alex, wykorzystując magię ochronną Kręgu Błyskawicy. Poleciła mi jechać czym prędzej do Frippa, bo tylko on mógł mi pomóc pozamykać szczeliny.
Spojrzałam tylko na dziewczynę i ponownie wyruszyłam do Valedale. Tym razem, chcąc zaoszczędzić czasu, skorzystałam z transportu. Zresztą kierowca wyglądał na dość przerażonego i chyba tylko czekał na jakąś dobrą okazję, by się stamtąd wyrwać. Dostarczyłam mu więc jej. Na wszelkie pytania odpowiadałam zdawkowo. Nie mógł przecież wiedzieć, że jestem Jeźdźcem Dusz. Udawałam więc zwykłą dziewczynę, która znalazła się w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie. 
Kiedy już opuściłam trailer z koniem, czym prędzej pojechałam w stronę kamiennego kręgu. Cały ten pośpiech był męczący, ale i konieczny. Fripp wyraźnie zdziwił się moją wizytą. Z początku był bardzo spokojny, ale z każdą chwilą powiązaną z moim monologiem, dotyczącym wydarzeń, wydawał się być wyraźnie zdenerwowany. Po tym wszystkim westchnął, informując mnie czym jest efekt Garnoka. Dodał też, że jedyna moc zdolna do zamknięcia szczelin, to moc Kręgu Błyskawicy. Wyjaśnił jakie jest "zadanie" mocy pochodzących z tego Kręgu. Powiedział też, że mam prawo do wszystkich czterech kręgów podkreślając moją niezwykłość. Nie czułam się niezwykła. Czasami wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co działo się dookoła mnie. To było niezwykłe, a nie ja! Musiałam jednak skupić się na zadaniu. Fripp nauczył mnie w jaki sposób mogę zamknąć szczeliny. Poradził jednak, żebym pojechała do Avalona, który mógł wzmocnić mój Pochłaniacz Cieni.
Dość szybko dotarłam do Miasteczka Srebrnej Polany, ponieważ Avalon doskonale rozumiał powagę sytuacji, prędko wzmacniając urządzenie. Zostawiłam konia u Alex, która zapewniała mnie, że z nią klacz będzie bezpieczna. Nie miałam innego wyjścia, jak tylko jej zaufać. Sama zajęłam się zarówno łapaniem Cieni, jak i zamykaniem szczelin. Powiem wam, że całkiem zgrabnie mi to poszło.
Niestety, jak się okazało, zagrożenie nie minęło. Wprawdzie miasteczko zostało uratowane, ale Alex poinformowała mnie, że szczeliny otwierają się już na całej Wyspie. Niemniej jednak, dość szybko sobie z nimi poradziłam, po czym wróciłam do Moorland. Zbliżało się południe, a to oznaczało bezwzględną przerwę dla koni. W końcu nie mogę odmawiać Scarlet obiadu, tylko dlatego, że w Jorvik znowu coś się dzieje. Zresztą z jej wybitnym humorem, a raczej jego brakiem, nie było nawet co liczyć, że kobyłka stanie się "milsza" jeśli spóźnię się o pięć minut z miarką owsa wrzucaną do żłobu.

Gdy Scarlet kończyła swoje siano, ja przygotowywałam już sprzęt na kolejną przejażdżkę. Po jej bystrych oczach widziałam, że nie jest z owego faktu specjalnie zadowolona i gdyby mogła mówić, pewnie powiedziałaby mi, że mam wziąć innego wierzchowca. Zastanawiałam się nad tym, ale uznałam, że jej zły humor nie spowoduje zmiany mojej decyzji. Tak więc osiodłałam ją i wyjechałam w stronę Wzgórza Nilmera. Odwiedziłam Ydrisa, u którego ostatnio rzadko bywam. Okazało się, że ma dla mnie niespodziankę i prosił mnie o otwarcie paczki. A w paczce była ... miniaturowa podwózka. Okazało się jednak, że mężczyzna nie zdawał sobie sprawy, że ja i moje konie, raczej się nie skurczymy. Powstał więc nowy problem. Magik uznał, że da sobie radę z powiększeniem pojazdu. Potrzebował tylko pięciolistnych koniczyn i swojego kapelusza, który odłożył gdzieś w cyrku. Szybko okazało się, że nie było to wystarczające. Uznał więc, że potrzebuje jeszcze pomocy Ed'a Field'a. Na szczęście Zajazd Pod Wilkiem znajduje się niedaleko, po drugiej stronie mostu. Pojechałam więc do Ed'a, który uznał, że jak najbardziej może nam pomóc. Potrzebował jednak składników do swojego sosu. Jak się okazało, były to gałęzie. A ja znając sekret jego potrawy, ponownie uznałam, że chyba niczego już w jego restauracji nie zjem. Fakt, nie raz piłam herbatkę robioną z igieł sosny, ale pić wywar z rozgotowanych igieł, a jeść zmiksowane drewno było czymś zupełnie innym. Uznałam jednak, że nie mam wyjścia i pozbieram drewno potrzebne do wykonania sosu. Udałam się więc na Wzgórze Nilmera, do Głuchych lasów oraz do Jodłowego Gaju. Potem wróciłam do Ed'a, który prędko przygotował sos. Z potrawą udałam się do Ydrisa, który wrzucił ją do kapelusza, wypowiedział kilka magicznych zaklęć i po chwili... trailer wraz z samochodem nie były już miniaturkami. Były normalnej, bardzo realnej wielkości i mogłam teraz spokojnie z nich korzystać.
Podziękowałam więc i wybrałam się do Elizabeth, która prawdopodobnie miała dla mnie nowe zadania związane z poszukiwaniem kopi Utraconej Księgi.

Gdy dojechałam do Valedale, okazało się, że faktycznie druidka ma dla mnie nowe zadania związane właśnie z Księgą. Poleciła skontaktować się z druidzkim szpiegiem.
Okazało się, że jego siedziba jest położona nie tak daleko od Valedale. Szpieg już na wstępie zaznaczył, że jego mali pomocnicy, którym okazały się wiewiórki, przebywają na Saharze i niewiele może mi w obecnej chwili pomóc. Zaznaczył jednak, że jeśli uda mi się zaangażować wiewiórki bytujące na farmie Steva, to będzie mógł coś zdziałać. Pojechałam więc na farmę i poprosiłam wiewiórki o pomoc. Wydawało mi się to szalone, ale okazało się, że gryzonie świetnie rozumieją moje słowa. Powróciłam więc do szpiegowskiej kryjówki z dwunastoma stworzonkami. Musiałam też wypełnić dwanaście listów i rozdać je wiewiórkom. Okazało się też, że szpieg ma dla mnie jakąś ważną informacje. Podobno wśród złotych liści w lasach Doliny Złotych Wzgórz widziano konia. Podobno nie jest to byle jaki wierzchowiec. Prawdopodobnie ma na imię Meteor, więc identycznie jak koń Lindy.
Ucieszyłam się, nie wyobrażałam sobie stracić któregokolwiek z moich koni. Meteor był dla Lindy bardzo ważny, przeżyli już razem wiele ciężkich, jak i radosnych chwil. Musiałam czym prędzej do niej pojechać. Żałujcie, że nie mogliście zobaczyć jej rozświetlonych oczu gdy poinformowałam ją o Meteorze. Dziewczyna przyznała się, że od czasu gdy koń zaginął, nie była w stanie dosiąść innego konia. Uznałam więc, że pojadę go dla niej poszukać.
Z początku uznałam, że Szpieg musiał się pomylić. Od dłuższej chwili galopowałam po lesie. Jednak nie widziałam żadnego konia, żadnych śladów kopyt. Zaczęłam się zastanawiać czy aby o tym lesie była mowa. W zasadzie miałam już nawet zrezygnować z dalszych poszukiwań i właśnie wtedy wydawało mi się, że coś zobaczyłam. Pojechałam więc w tamtym kierunku. Rzeczywiście, po lesie galopował koń. Zbliżyłam się więc do niego. Gdy przemówił, byłam pewna, że mam do czynienia z Meteorem. Okazało się, że koń niewiele pamięta. W zasadzie wszystkie jego wspomnienia były zasnute mgłą. Dopiero gdy wymieniłam imię Lindy, koń zaczął stopniowo sobie wszystko przypominać. Zgubił jednak podkowy i dopóki nie udało mi się ich odnaleźć, dopóty nie pojechaliśmy do Winnicy, gdzie znajdowała się, wyczekująca na jakieś wieści, dziewczyna. Na szczęście podkowy nie leżały daleko, więc całkiem szybko znaleźliśmy się w Centrum Jeździeckim Srebrnej Polany. Linda była rozpromieniona, jednocześnie przyznała, że czuje się kompletna. A ja, uśmiechnięta i zadowolona z siebie pojechałam do Elizabeth z pierwszą częścią skopiowanej Księgi.

Gdy już dotarłam do Valedale, Druidka poinformowała mnie, że kolejną osobą, posiadającą następną kopię jest Jon Jarl. Musiałam więc udać się do grobowca niedaleko Fortu Pinta. Nie było to znowu tak daleko, a ja i tak miałam załatwić pewną sprawę w pobliżu. Pojechałam więc w odwiedziny do ducha, który poinformował mnie, że jest w posiadaniu kopii Księgi. Wyjaśnił jednak, że kopia ta znajduje się za drzwiami Komnaty Księżyca. Niestety tylko Linda mogła ją otworzyć. Pojechałam więc z powrotem do Winiarni. Linda zgodziła mi się pomóc, ze swojego zamiłowania (lub przyzwyczajenia do czasów, kiedy musiała się obyć bez Meteora) wyruszyła najpierw do Fortu trailerem, a dopiero potem przejechała się kawałek do grobowca. Tak też miałyśmy się spotkać. Gdy już tam dotarłam, Meteor czekał przed wejściem do jaskini. Tam też zostawiłam Scarlet, czym prędzej biegnąc w dół do Jon'a i Lindy. Gdy Linda otworzyła komnatę, prędko weszłam do środka zabierając kolejną kopię księgi. Jon Jarl poradził mi, abym pojechała prosto do Elizabeth, bo być może ktoś będzie chciał mi odebrać księgę. Skorzystałam z rady i wybrałam się do druidki. Ta podziękowała za pomoc, jednocześnie mnie informując, że nie wie gdzie znajdują się kolejne dwie kopie.

Pojechałam więc zająć się swoimi sprawami. Wybrałam się między innymi do pana Pike na łowiska. Okazało się, że jestem już gotowa by złapać rybę, zwaną przez niego Ultra Śledź. Najłatwiej było ją złowić koło Klifów poniżej Stajni Jorvik. Dostałam do tego zadania specjalną przynętę, którą musiałam rozlać w wodzie. Miałam tylko kilka chwil by poradzić sobie ze złapaniem ryby. Zdaniem rybaka, zdałam test bezbłędnie. Muszę jednak odpowiednio się podszkolić i poczekać na kolejny połów. Jeszcze nie mam wystarczającego doświadczenia by złapać kolejną rybę.

Gdy myślałam, że to już odpowiedni moment by zbierać się do Moorland trafiłam na kolejnego konia. Czy raczej on trafił na mnie. Co więcej, pozdrowił mnie i wyjaśniła, że ma na imię Starshine oraz, że jest koniem Lisy. Powiedział, że od razu poznał we mnie Jeźdźca Dusz. Nie powiem, było to na swój sposób miłe. Chociaż zaczęłam się zastanawiać, czy aby nie zwariowałam. Miałam przecież przed sobą kolejnego konia, który ze mną rozmawiał. Mam tylko nadzieję, że nie oszalałam do reszty, ale było to mało możliwe. W końcu inni też dostrzegali pewne zjawiska, które miały miejsce na Wyspie. Tak więc, wysłuchałam co ma mi do powiedzenia koń.
Okazało się, że Lisa po powrocie ze swojej trasy koncertowej, wybrała się na przejażdżkę ze Starshine. Koń pamiętał, że wydarzyło się coś złego. Powiedział, że stracił za równo przytomność, jak i częściowo pamięć. Poinformował nas, że jak tylko się ocknął, postanowił poszukać Lisy. Strasznie mnie tym wzruszył, tym oddaniem, a nawet poświęceniem. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, opowiedziałam mu, że dowiedzieliśmy się (wspólnie z druidami), że Lisa przebywa gdzieś w Szarych Górach i jest tam uwięziona. Koń wyraźnie się podekscytował ową informacją. Zaproponowałam też swoją pomoc w poszukiwania. Pojechałam więc do północnego masywu Szarych Gór. Szybko znalazłam pierwsze ślady, które zaprowadziły mnie do wypalonej sylwetki konia i dziewczyny w ścianie. Byłam pewna, że to było właśnie to miejsce, w którym porwano Lisę. Wróciłam więc do konia informując go o swoim znalezisku. Następnie pojechałam wyżej w góry, znajdując szczelinę ukrytą pod gałęziami. Nie byle jaką szczelinę, bo Pandoryczną. Czym prędzej pojechałam po Starshine. Możliwe było, że przebywa tam właśnie dziewczyna. Gdy wróciłam na tamto miejsce z koniem, usłyszeliśmy głos dobiegający z głębi. Byliśmy już pewni, że ona tam jest.
Poradziła nam żebyśmy obudzili Śpiącą Wdowę. Niestety, nie usłyszeliśmy już nic więcej. Pozostała nam jedynie jej obecność. Musiała być zagubiona i wyraźnie osłabiona.
Pozostał jednak inny problem - Kim była Śpiąca Wdowa? Uznałam, razem ze Starshine, że pojadę do Lindy. Była jedną w mądrzejszych i bardziej zaradnych osób jaką znałam. Dodatkowo lubiła przesiadywać godzinami z Bibliotece, szukając informacji o Jorvik. Jeśli ktoś mógł cokolwiek wiedzieć o Śpiącej Wdowie, to właśnie ona.
Czym prędzej więc, pojechałam do Winnicy wpadając na Lindę. Opowiedziałam jej całą historię, czym nieco zdenerwowałam dziewczynę. Wydawała mi się też być nieco zirytowana. Prawdopodobnie chodziło tu o chęć uwolnienia jak najszybciej przyjaciółki. Rozumiałam ją więc, ostatecznie zostawiając samą w Bibliotece. Miałyśmy jednak niemiłe starcie, w które zaangażowany był Szpieg, a raczej moje wyobrażenie o nim. Uznałam jednak, że dla oczyszczenia atmosfery wrócę do stajni, pozwalając Lindzie w spokoju pracować. Obiecała mi, że mogę wrócić jutro, bo do tego czasu, na pewno uda jej się coś znaleźć. Posłuchałam jej więc.

1 komentarz:

  1. Nieźle,nieźle XD Te twoje opowieści aż zadziwiają XD Odpowiedziałam Ci na komentarz a zachwilę właśnie dodam jakiegoś posta <3
    Viol

    OdpowiedzUsuń