Strony

poniedziałek, 26 grudnia 2016

Choinkowe światła lamp.

Wszystkim życzę Wesołych Świąt. 

Ostatnio ilość zadań i obowiązków trochę mnie przerosła. Mocno zaniedbałam pamiętnik. Część historii utraciłam, chociaż spisywałam ją na bieżąco. Niestety na luźnych kartkach, które jakiś chochlik rozwiał po świecie. No trudno. Zostaną wspomnienia.

Tradycyjnie, na wyspę Jorvik zawitał Święty Mikołaj, a wraz z nim moje ukochane Święta. Jak co roku biorę czynny udział w przygotowywaniu Świąt. Ozdabiam choinki, pomagam mieszkańcom, piekę ciasta, pakuję prezenty. Czasami nie wiem w co mam włożyć ręce, ale mimo wszystko ten czas jest na tyle magiczny, że potrafię wybaczyć wszystkim owo zarobienie. 

Uznałam, że w trakcie składania życzeń, warto odwiedzić mieszkańców Epony. Za równo Księżycowego Sierpa, Nowej Grani, jak i profesora, który niestrudzenie prowadzi swoje badania na bagnach pomimo zimy. 
Szybko okazało się, że obóz profesora został zniszczony. Sam mieszkaniec przyznał się, że była to robota Alberty. Postanowiłam mu pomóc, pomimo tego, że staruszek jak zwykle był zgryźliwy. Na koniec poprosił mnie o odnalezienie kłopotliwego stwora. 
Szybko się okazało, że Alberta nie siedziała w ciepłym domu, a słowo "klęska" było chyba lepszym pseudonimem, aniżeli "Księżniczka". Tak czy siak, ponownie zdenerwowała pszczoły Pameli. Niestety, tym razem woda z cukrem nie zdała egzaminu. Pam była już tak zdenerwowała, że kazała sprowadzić natychmiast profesora Haydena. Niestety ten jest piekielnie upartym człowiekiem, aczkolwiek wymyślił nektar uspokajający dla pszczół. I rzeczywiście, nektar zdał egzamin. Robotnice wróciły do uli, zostawiając w spokoju mieszkańców Księżycowego Sierpa. 
Jednak spokój nie potrwał długo. Krzyk Kelle ściągnął mnie na skromny ryneczek wioski. Okazało się, że chciała pogłaskać sławną Albertę, ale ta nieomal ją zaatakowała. Skierowała się w stronę domu Pana Perda i faktycznie tam ją znalazłam. 
I wiecie co? Nawet moje ptaszniki nie mogą się równać z jej pięknem. Prawdopodobnie jest to gatunek, którego jeszcze nikt w nauce nie zna. Tak czy siak muszę stwierdzić, że Alberta jest prześliczna, a przy tym niezwykle urocza... Pomijając fakt, że próbowała mnie oczywiście zaatakować. Ostatecznie udało mi się ją jednak uspokoić mieszanką dla pszczół, a następnie zawieść do profesora. Ale i on poznał jej gniew. Jednak, wydaje się być w nią tak zapatrzony, że nie zauważa rozdrażnienia pająka. Tak czy siak, postanowiłam wrócić tam następnego dnia.


Postanowiłam odpocząć od tego wszystkiego na Półwyspie Południowego Kopyta. Jest to niewątpliwie miejsce, gdzie swobodnie mogę wygalopować konie. Dodatkowo nie kręci się tam zbyt wiele osób, można więc się zrelaksować. Czy to oglądając dzikie konie, czy też zachwycając się niewątpliwą urodą tego miejsca. Poza tym, jest to miejsce wyjątkowe dla mnie i dla Blueriver. 
Mimo to, nawet tam moja pomoc jest nieoceniona. Ostatecznie pomagałam Jonasowi w zbieraniu owoców morza. Za równo raków jak i ostryg. Nawet się z nim ścigałam w zbieraniu tych ostatnich. O dziwo wygrałam. Chociaż zawsze pomagam bezinteresownie, Jonas podarował mi koszulę. Co było bardzo miłe z jego strony.
Przed opuszczeniem półwyspu, postanowiłam podjechać do Hermita i pomóc mu w opiece nad końmi. Niestety pustelnik jest osobą bardzo podejrzliwą i śmiem twierdzić, że jest lokalnym mistrzem spiskowych teorii. Spróbował powiązać moją osobę ze znikaniem dzikich koni. Na szczęście Madi wstawiła się za mną. Wspólnie ustaliliśmy, że można by założyć koniom nadajniki, by prześledzić ich drogę. 
Na koniec Madi pochwaliła się więzią jaką zbudowała z Nightdustem. Śmiem twierdzić, że całkowicie oswoiła tego ogiera. Urządziłyśmy wspólny wyścig, i jako postronny obserwator, muszę stwierdzić, że dziewczyna całkiem dobrze jeździ, jak na samouka. Być może kiedyś będzie należała do jakiegoś klubu jeździeckiego, przemierzając wyspę na swoich wierzchowcach. Kto wie? 


A na koniec dnia dostałam wiadomość od ojca, żebym przyjechała do domu.
Nie mówiłam wam, ale od jakiegoś czasu zwiększono liczbę autobusów jeżdżącym do JorvikCity, a dodatkowo częstotliwość odjazdu. Niespecjalnie mi się to spodobało, bo mam wrażenie, że wyjątkowa, jeździecka magia Wyspy zostanie zaburzona. 
Chociaż z drugiej strony mogę zobaczyć się z rodzicami. W związku z tym, mama zabrała mnie na zakupy do Madame Asp, który od dawna jest moim ulubionym sklepem z ubraniami. 
W trakcie pomagałam też Dozorcy Centrum Handlowego, który, jak się okazało zakochał się w kwiaciarcie Iris. Dziewczynę nawet dobrze znam, bo przy placu Aideen mieszka moja babcia, ze strony mamy. Z chęcią pomogłam nowym zakochanym. Najpierw wręczając ciasteczka Klementyny, a następnie jadąc właśnie do lodziarni Leonarda.
W trakcie pomagałam też nowym mieszkańcom placu Aideen. Naszemu lokalnemu rybakowi - Panu T.Cray i miejscowej weterynarce z Inspektoratu, która sprawdzała poziom zagrożenia biologicznego z lodziarni.

A na koniec ... No powiedzcie mi, że tam nie jest pięknie? 

2 komentarze:

  1. Super post...uwielbian cie <3

    ~Anne Bunnyhand
    ssooczamiannebunnyhand.blogspot.com
    Możesz napisać co moge poprawić ;)

    OdpowiedzUsuń