Strony

poniedziałek, 5 października 2015

Przemiana mrocznych cieni oraz obchody urodzinowe.

Moje wakacje z Silverghost były niezwykle pracowite. Braliśmy udział w treningach, zawodach. Szkoliłam się w pod kątem bycia druidką. Odwiedziłam też Avalona pełna niepokoju o to, co dzieje się w Dolinie Złotych Wzgórz. Druid wiedział jak zaradzić całej tej sytuacji. Ostatecznie nasza walka ze szczeliną skończyła się tym, że zwyciężyła dobra magia. Brałam też udział w małym zawirowaniu dotyczącym Srebrnej Polany polegającym na szukaniu konia baronowej, Butterfly. Okazało się, że nad rzeką czaił się mały spisek. Wszystko jednak skończyło się szczęśliwie. Podobnie w Fort Pinta, gdzie spanikowany James zagubił swój portfel. Okazało się, że miała w tym udział mała małpka, która robiła to nie dla zysku, a dla nudy. Cała ta historia skończyła się pięknym pokazem iluzji.
Niestety, po całym tym zdarzeniu okazało się, że muszę na dłuższy czas wyjechać z wyspy Jorvik. Mój ojciec prosił mnie o pomoc. Okazało się, że jego znajoma potrzebowała osoby, która będzie w stanie pracować z jej końmi za równo przyzwyczajając je do obecności człowieka z ziemi, przy codziennych czynnościach, jak i z grzbietu. Szukała też osoby, która będzie w stanie pracować z podjeżdżonymi już końmi, prezentując je na zawodach. Pomoc, okazała się pracą na pełen etat, która zaczynała się skoro świt, a kończyła się późnymi godzinami wieczornymi. Nie byłam w stanie odwiedzić swoich koni na wyspie Jorvik. Strasznie z nimi tęskniłam. Nie było mnie dwa miesiące.
Po powrocie zastałam swoje, obrażone konie, które chociaż dobrze odkarmione, z zadbanymi kopytami, nie miały tak lśniącej, aksamitnej sierści. Jasne dla mnie było, że dostawały jedynie owies wraz ze świeżym sianem. Prawdopodobnie, raz na jakiś czas ktoś się nad nimi "zlitowa", wrzucając im do żłoba jabłko, czy marchew. Koniarze nie czujący więzi z danymi kopytnymi, nie będą o nie dbali bardziej niż jest to konieczne. Byłam tego pewna, a jednocześnie nie czułam żalu do opiekunów. Wiedziałam, że konie wychodziły na padoki przynajmniej raz dziennie, hasając sobie radośnie w stajni Jorvik. Jednak, wraz z moim powrotem na wyspę, przeniosłam je z powrotem do Moorland. Natychmiast poprosiłam starą, dobrą znajomą o zajęcie się wierzchowcami przynajmniej przez dwa tygodnie, chociaż dobrze wiedziałam, że wraz z rokiem szkolnym, powracam na wyspę, zmieniając szkołę na tą znajdującą się koło stajni Jorvik. Spytacie pewnie, czemu zdecydowałam się na powrót koni do Moorland? Cóż, chyba jestem do tej stajni przywiązana emocjonalnie i pomimo tego, że sporo się tam dzieje, uważam, że konie powinny mieszkać właśnie tam. Prawdopodobnie za jakiś czas przeniosę wierzchowce do Valedale, jako że kocham magię tego miejsca.
W związku z obchodami nowego święta na wyspie Jorvik, które zostało ustalone cztery lata temu, pojawiły się codzienne, wymagające od konia odpowiedniego skupienia, wyścigi. Wzięłam wraz z Silverghost udział w niektórych z nich, kończąc tym samym jego czasochłonne szkolenie.
Niedawno też, rozmawiałam z ojcem, który poinformował mnie, że pojawiła się nowa rasa, osiągająca podobne wyniki co mój przedstawiciel PRE. Nie wiem jednak, czy nie wolałabym po prostu konia czystej krwi arabskiej. Czeka mnie spory dylemat.
****
Przepraszam moich czytelników za nieobecność, ale miałam bardzo intensywne wakacje, pracując w stajni od 8 do 22, w tydzień "wakacji" miałam pod opieką jednego konia trenerki, a zaraz potem znowu wróciłyśmy do naszej intensywnej pracy. 
Ten rok prawdopodobnie będzie spokojniejszy, chociaż czeka mnie obrona. 

2 komentarze: